Portal gastronomii

Biuro, zbliża się pora obiadu. Niebawem wielu z nas dostanie zamówiony posiłek. Zawsze z tej samej restauracji. Z czego to wynika? Raczej z wygodnictwa i przyzwyczajenia. Chwilę po otwarciu pojemników koleżanka z działu grafiki miauknie, że zupa jest zimna, a kolega z marketingu znów zacznie wygłaszać tyradę nad obsesyjnym zdobieniem drugiego dania kremem z octu balsamicznego. Czy dostawcy wiedzą o ich bolączkach? Nie i raczej się nie dowiedzą. Dlaczego? Oto jest pytanie!

 

Pamięta wół, jak cielęciem był.

Wielu z nas pamięta siebie po maturze, pracujących w gastronomii – zestresowanych i jednocześnie przejętych, że zaczyna pracować na swój rachunek. Przypomina sobie klientów, którzy kręcili nosem na serwowane potrawy oraz hasło wykrzyczane z irytacją: “Płacę i wymagam!”. Pamiętam, że osobiście bałam się takich klientów. Przychodzili jedynie po to, aby odreagować stresujący dzień lub najeść się za pół darmo. Mając zatem na uwadze własne początki ciężko wyrażać niezadowolenie na to, że zupa znów jest za słona. Trudno – popije się ją wodą.

Uśmiech kelnerki.

Równie absurdalnym jest pieklenie się nad zaserwowanym daniem, aby na koniec w odpowiedzi na pytanie sympatycznej kelnerki czy posiłek smakował – jak trusia wydusić z siebie: “Bardzo smakowało, dziękuję”. Po czym dodatkowo irytować się, że za obsługę trzeba płacić jeszcze 10% wartości rachunku. Jak widać – także konfrontacja nic nie daje – stając się jedynie nieprzydatną kurtuazją.

Jeść niedrogo i przynajmniej znośnie.

Kupując zupę za pięć złotych – odczuwamy groteskowość sytuacji, aby rozmieniać się na drobne i tłumaczyć co jest nie tak w naszym odczuciu. Postanawiamy więc swoje rozczarowanie przełknąć, nie będąc przypadkowo poczytanym za sknerę, któremu nie smakuje bo musi zapłacić.

Brak wiedzy.

Zrobić schabowego – żadna filozofia powiecie. Zdarzają się jednak przypadki, że coś jest z serwowanym daniem nie tak, ale nie wiadomo jak to uargumentować. Czy to stary tłuszcz, czy może tylko złudzenie? – trudno stwierdzić – więc nic nie mówicie, a załoga nadal nie ma świadomości, że mogła zrobić coś lepiej.

Wylew żółci do internetu.

Jedynym miejscem, gdzie szczerymi bywamy do bólu – jest internet. Tam nawet z konta portalu społecznościowego jesteśmy w stanie wreszcie dać upust swemu niezadowoleniu i wylać wzbierającą żółć. Czy jest to dobre miejsce i czy jesteśmy tam na tyle wiarygodni, aby nasz głos został wysłuchany? To już pozostaje w gestii administratora profilu danej restauracji, czy pubu.

Asertywność znad talerza w liczbach:

asertywność

Jak widać – z zaprezentowanych statystyk wynika, że mało kto z nas wygłasza swoje uwagi dotyczące serwowanych dań. Pamiętajmy, że “wyrażona uwaga” nie musi od razu oznaczać wylania wiadra pomyj na kelnera. Warto wyrażać swoją opinię ale też i szukać jej, bo dzięki temu obie strony mają szansę być prawdziwie usatysfakcjonowanymi: kucharz, że uczy się i coraz lepiej trafia w gusta klienteli, a konsument że jego zdanie się liczy, i że komuś zależy na tym żeby jadł każdy kęs z radością. Idealny świat powiecie? Tak, idealny i całkiem do osiągnięcia. Wystarczy nawiązać dialog.

Ocena Artykułu
Twoja ocena
[Głosów: 0 Ocena: 0]